Zatem weźcie sobie piwko i usiądźcie wygodnie w fotelu bo to będzie przyjemna lekturka z życia wzięta.
Moje Suzuki kupiłem w 16 stycznia 2011 roku i . . . nie żałuję
Moje początki w bractwie
Dawno dawno temu w bodajże drugi weekend marca.
W sobotę jak zwykle gdy wróciłem z pracy umyłem się i zasiadłem do laptopa aby rozeznać się co w świecie nowego słychać. Naszła mnie wtem myśl: skoro mam moto warto byłoby znaleźć sobie jakichś znajomych z którymi mógłbym razem jeździć no i zapisać się do jakiegoś klubu w rejonie. Zapytałem więc wujka google on mi wyszukał klub "stop śmierci" (rejony Kościana) i klub "LECH" (Opalenica).
Nie satysfakcjonowało mnie to. Zapytałem, więc wujka o klub Suzuki. Wyszukało mi forum Suzuki GS 500 oraz stronę z bractwa, która już od pierwszych chwil wzbudziła we mnie to coś... pomyślałem sobie "Fajnie by było". Od razu zabrałem się za rejestrację. Myśląc, że nie będzie problemów zrobiłem wszystko aż napotkałem na osobę polecającą... Pomyślałem sobie "Hmm... A tam napewno nikt nie spojrzy na to" i wpisałem "aaaaaa"

Jednak sumienie mnie gryzło i zacząłem zdawać sobie sprawę, że to nie było zbyt uczciwe i logiczne, że nikt mnie nie zaakceptuje, bo wkońcu musiała być odpowiedź Admina. Lekko posmutniałem i pomyślałem "no trudno". Dzień się powoli kończył do dziewczyny nie pojechałem, bo chciałem się wyspać na niedzielę.
Mija noc. Jest niedziela godzina 3.20 i jak to zwykle bywa wstaję do pracy. Tam jak zwykle sajgon (bo jak może być inaczej w rzeźni). Pracę skończyliśmy jak na tamten okres wyjątkowo wcześnie, bo ok. 11. Wróciłem do domu. Gorąca kąpiel, jedzonko. I nie wiem, nie pamiętam już o co, ale pokłóciłem się z dziewczyną i to dość mocno, więc też nie pojechałem do niej.
Ażeby odstresować się odpaliłem moto i ruszyłem przed siebie. W Konojadzie w ostatniej chwili zdecydowałem, a co tam "lansik więc pojadę sobie dookoła przez wieś

". Minąłem Konojad dojeżdzam do Maksymilianowa patrzę w lewo. . . patrzę w prawo. . . decyzja. . . jadę w prawo. Widzę z naprzeciwka jadą dwaj motocykliści zatem LWG (Oni również) i banan na twarzy hehe. Ukratkiem dojrzałem że to był GSX-R oraz BANDIT. Myślę... Nie Heble. Zawracam. Jadę w ich stronę. Zrównałem się z pierwszym kiwnąłem głową i machnąłem parę razy ręką z nadzieją, że się zatrzymią. Zwalniamy. Gasimy silniki. Myślę "co teraz. . . tak zatrzymałem nieznajomych o wiele starszych od siebie co mam powiedzieć? -No nic.
- Cześć gdzie jedziecie?
- Jeden spojrzał się na drugiego i pomyśleli który z nich mnie zna, że ja zadaję takie pytanie?
- Jedziemy na przejażdzkę w stronę Kościana.
- Mogę jechać z Wami w grupie?
- No jasne.
- Aha. No. . . eee. . . Należycie do jakiego klubu, jesteście na jakimś forum. (z trudem to wybrzdękałem

)
- Nie do żadnego klubu nie należymy.
- Aaa...
- Należymy do Bractwa Suzuki
- Poważnie?

Ja właśnie wczoraj chciałem się zapisać, ale brakowało mi osoby polecającej.
- To słuchaj mogę Cie polecić, ale musisz z Nami jechać. Jedziemy do Kościana, a później do Mc Donalds'a gdzie spotykamy się ze znajomym.
- No dobrze super.
No i ruszyliśmy. Nadzieja do mnie powróciła, że chyba dostanę się do Bractwa. Mijamy kolejne miejscowości. Jesteśmy w Kiełczewie. Zabieramy Anię (Ona w szoku "Wyjechał Piccciu z Robsonnem", a wróciło ich trzech... Piotr powiedział "no przykleił się do Nas po drodze" -" A jak ma na imię?" -"wiesz co... nawet nie wiem"). No nic jedziemy na stację. Po taknowaniu ruszamy w stronę Komornik. Po drodze wziąłem się za rozmyślanie. Co by było gdybym się nie pokłócił z dziewczyną? Pojechałbym do niej i nie poznałbym tych osób... Co by było gdybym nie chciał się "polansować" po Konojadzie? Nie poznałbym tych osób. . . Co by było gdybym nie jechał w stronę Maksymilianowa 130km/h tylko wolniej? Nie poznałbym tych motocyklistów.
Zajeżdzamy do Mc Donald's. "Cześć a to kto?" "Piotr odpowiada to jest nowy kolega który chciałby się dostać do Bractwa". "Cześć jestem Rosa"
"Witaj, Sebastian" (hehe zabawne bo dopiero wtedy po raz pierwszy powiedziałem jak mam na imię

) Zamawiamy coś ciepłego ( ja oczywiście podwójną porcję

)
pojedliśmy, popiliśmy, porozmawialiśmy. Numerami się wymieniliśmy i rozjechaliśmy się każdy w swoje strony.
Jeszcze w ten sam dzień rejestrowałem się i podałem Picccia jako osobę polecającą

Na bractwie mogłem się pojawić (po wielu problemach z nazwą) dopiero w lipcu dlatego nie byłem z Wami na rozpoczęciu sezonu. Moje pierwsze spotkanie z Wami było w Nowym Jasińcu. I wiecie co żałuje. . . Żałuje, że wcześniej nie kupiłem moto i Was nie mogłem poznać! Cieszę się, że mogę być razem z Wami tu i tam, jeździć, zwiedzać Polskę i spędzać czas w tak zacnym gronie. Póki co do tej pory nie opuściłem żadnego spotkania nawet w Wlkp. i na następne pojadę z uśmiechem na twarzy... No chyba, że będzie za drogo :mrgreen:
Taki był mój dość dziwny, pełen przypadkowości początek z Bractwem Suzuki
Koniec
No wkońcu się zebrałem i napisałem
Teraz czas na kolejne osoby
Pozdrawiam LWG