Zabrałem się za ambitne zadanie - uruchomienie po 6 latach postoju w garażu Suzuki Savage, rocznik chyba 1995, przebieg 33330km.
Pod odgarnięciu z 2-centumetrowej warstwy kurzu zabrałem się do roboty:
- Zalanie tłoka naftą - prewencyjnie i zostawienie na tydzień
- Wymiana świecy
- Wymiana oleju (głupio byłoby jeździć na oleju z naftą)
- Wymiana filtra oleju
- Wymiana filtra paliwa wraz ze sparciałym przewodem oraz podciśnieniem do baku
- Oczyszczenie zbiornika paliwa i zalanie nowej etyliny
- Wymiana akumulatora
No i pierwszy rozruch.
Kręciłem go z przerwami jakieś 15 min - pierwszy problem to suchy gaźnik, drugi to kranik w pozycji rezerwy. Z kranika nic nie cieknie, podczas rozruchu podciśnienie go dopada i leje paliwem przez filtr do gaźnika.
No i tu pojawił się problem.
W końcu jak zapalił (na kablach z samochodu, bo aku oczywiście padł po drodze
I tak sobie chodził z 5 min i zdechł. Na ucho to chyba się zalał. Mógł też stracił ładowanie z samochodu, bo chyba też kable odłączyłem. (jak to jest z ładowaniem w tych silnikach?)
Nie odpalałem dalej bo zauważyłem, że spod silnika leje się paliwo, a wiadomo kable, silnik + opary paliwa to dobrze nie wróży więc zwinąłem interes
No więc mam pytanie: WTH was that?
Skąd to paliwo? Od długiego kręcenia?
Pływak się zastał?
Zestaw naprawczy do gaźnika mam, ale nie używałem, nie chciałem go bardziej popsuć, na gaźnikach się nie znam i wolałem sprawdzić, że w ogóle jest walto brudzić ręce.
Co robić?