Wyciagnalem moja Suzi GSX600F z szopy po zimowym snie. Wkladam naladowane aku i za cholere nie chce zapalic. Wyczerpalem wszystkie swoje pomysly...
Dawalem ustawienie kranika na primary, do bolu krecilem rozrusznikiem, wykrecilem i wyczyscilem swiece (nawet nad gazem opalalem), probowalem z gorki na pych zapalac - i nic!
Objawy: wyglada na to, ze paliwo przechodzi przez gaziory, bo wszystkie swiece rowno mokre. Iskra na swiecach jest. Nabylem nawet preparat ulatwiajacy start i rozpylilem to swinstwo przez filtr powietrza - i tez nic.
Po rozgrzaniu nad gazem swiec moto tak jakby na chwile zaskoczylo - weszlo na obroty, spadlo i dalej cisza. Zaskoczylo tak, gdy przy ssaniu rozrusznik krecil z maksymalnie otwartym gazem. Potem - skoro to nie przynioslo wiecej rezultatu krecilem standardowo - ssanie/ lub bez ssania i zero gazu. I tu jest tak objaw, ze moto zaczyna sobie popyrkiwac (przy jednoczesnym kreceniu rozrusznikiem), ale nie zaskakuje. Przy takim pyrkaniu leci niewielka ilosc dymu z komina.
Co jest grane - przeciez w listopadzie odstawilem sprawne moto. Co prawda miejsce garazowania niezbyt idealne - bo zimo i wilgotno, ale moto nie zaskakuje mimo stania caly dzien na sloncu przy +10.
Obstawiam, ze jest to cos ze swiecami, bo juz jesienia nie mialy sie za dobrze. Ale zeby calkowita niemoc zapalenia? Rozumiem, ze Suzi prosi mnie w ten sposob o przeglad przedsezonowy, ale niech sobie jaj nie robi - przeciez do serwisu nie bede jej pchal
Moze Wy macie jakies rady? Ja wymiekam - caly dzien walki i nic.