No to tradycji stało się zadość!
Spotkanie nadwyraz udane, pojeżdżone, smaki kuchni Podlaskiej spróbowane, aż ciężko było zwiedzać...
Ale od początku!
Spotykamy się pod cafe66 i układamy trasę...
Jechać tak prosto do celu?? Najkrótszą drogą?
Całkowicie bezsensu!!
No i nie była to prosta droga do celu...
zahaczyliśmy o zamek w Liwie, pykneliśmy fotke, Amal mówi że tuż obok jest Sowia Góra z widokiem na rzekę Liwiec, szybka modyfikacja planu jedziemy! Faktycznie widok bajka!
A że Imbir jeździ tylko po asfalcie... i za żadne skarby nie chciała przejechać kawałeczka po utwardzonym szutrze... (rodzina z Harpoonem??




) to widok Ją ominął...
No cóż... może kiedyś tam jeszcze podjedziemy i przejdziemy na pieszo
Do Drohiczyna jeszcze kawałek drogi zostało a czasu coraz mniej! Na koń!
Zajechaliśmy parę minut przed czasem, Imbir głodna, a nikogo nie ma!
Coś ryczy z daleka, hmmm co to za Dawca?
Zero pomyłki! Nasz Podlaski Dawca! Maćko się wyłania, za chwilę Adamo i Necik.
Szukamy knajpy, jest! jedziemy... dziewczyny poubierały się jak by miały pół Polski przejechać a nie 50m...




Knajpka super! Jedzenie pycha, kartacze (nie tak dobre jak u Rolanda), plemienie, zaguby... Palce lizać!
Pojedli to czas pozwiedzać, zostawiliśmy klamoty w knajpie i w drogę! Po górach i dolinach

Już jedziemy? tak odrazu?... to może jeszcze po kawie?
Wszyscy zamawiają kawę, herbatę ciastko ale przyszedł czas na zamówienie podlasiaków

Maćko z Necikiem ancymonki nawet na warunki podlaskie


a obsługa do tej pory nie może dojść do siebie...
Maćko mleko z kawą... zamówienie dziwne ale do przeżycia...
ale teraz as nad asami Necik
Kawę plujke, no ok... nic dziwnego...
Ale w czym mi to zrobicie? Filiżanka? Nie! Za mała! W tym też nie i w tamtym też nie... wszystko za małe... Już mu chciały w wiadrze robić ale coś mu tam się w ostatniej chwili z zastawy spodobało

A teraz gwóźdź programu!
A do kawy poproszę żurek



A do kawy jajko wkroić?



To akurat ja... Ale Necik rozważał czy to się w kawie zmieści, uznał że nie...



Obsługa zasłoniła się klauzulą sumienia i powiedziała że żurku nie ma, i nie ma, są plemienie... z nadzieją że tego do kawy nie weźmie... o jak żeś się pomylili...
Ale tylko pół porcji poproszę...
Żal było się rozstawać ale wieści szły ze stolicy że deszcze i ulewy z wichurami idą w naszą stronę... Chyba Kropek je prowadził bo nie trafiły




cała droga suchym kołem w ciepłym słoneczku...
Dziękuję wszystkim za super spotkanie i wspólnie nawinięte km.
Do następnego!
Ps.
Tradycyjnie dojechaliśmy do domu po zachodzie słońca...
Nie masz wymaganych uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego posta.