Wyjazd - czwartek - w palanach 4.00 a jak to bywa plany poszły w łeb .
Cziton u mnie na miejscu już z samego rana , ale udało nam się wydostać z Gdyni dopiero o 13.00
Niestety treningi czwartkowe pozostały tylko marzeniami .
Na miejscu pozostało nam jeszcze kilka spraw technicznych i okazało się że dopiero w piątek po 13.00 byłem gotów do wyjazdu na tor .
Z wyjazdów na tor pozostały mi tylko 2x kwalifikacje i wyścig . Pierwsze starty na torze i żadnych treningów . :evil: .
Podjąłem szybką decyzję że zapisze się jeszcze oprócz Pucharu Suzuki do klasy pretendent żeby wyjechać parę razy na tor więcej .
Sprawy formalne i łogień na tor . Pierwszy wyjazd , treningi ( pretendent ) , nie miałem ustawionego poprawnie laptaimera , nie znałem czasów , praktycznie przyzwyczajałem się do jazdy na pierdopędzie na torze .
Dalej szybka zmiana numerów startowych i wyjazd na 1 kwalifikacje Pucharu Suzuki . No tu chłopacy śmigali jakby szybciej .
Zjeżdżam do depo , sprawdzam czas 1.58 . czyli założenia że muszę robić na początku okoloce 2 min. wykonane . Dumny z siebie lecę po wyniki , szukam siebie w połowie stawki ..... a tu zooonnkkk . Tylko 3 zawodników zrobiło powyżej 2 min . jak zobaczyłem wynik pierwszego 1.44 to mało nie zwaliło mnie z nóg . Niestety poziom podniósł się i to wysoko .
Trzeci mój wyjazd to kwalifikacje do klasy pretendent , tutaj udało się poprawić czas tylko o 1s , co prawda dało to już pozycje wyższą ale dalej nie to o czym myślałem . W tej klasie , "niby" początkującej najlepszy kręcił też na poziomie 1.46
No to przyszła pora na 2 kwalifikacje w pucharze suzuki . Czas coś około 1.56-57 . Więc start do niedzielnego wyścigu z przedostatniej lini startowej .
Nie za bardzo się załamywałem bo czułem że mogę jechać szybciej , nie raz wchodziłem zakręty z większą prędkością i udawało się z nich wychodzić
. Z jednej strony miałem chęć "przypałowania" a z drugiej słyszłem słowa Yogiego przed wyjazdem na tor "na początku nie fisiuj tylko żebyś dojechał" .
Moja technik jazdy na torze ma takie braki że aż mi głupio . Oprócz pozycji na moto którą jeszcze nie wyczułem , dochodzą odwrotnie zamontowane biegi ( przełożyłbym z powrotem ale conajmniej na jednym zakręcie widzę potrzebę takiej konfiguracji ) . Nie miałem odruchów , musiałem wyśleć gdzie są wyższe a gdzie niższe biegi . Nie raz zamias redukcji z 4 na 2 lądowałem na 6 biegu .Masakra !
Po tych paru wyjazdach zacząłem jeździć coraz szybciej i na niższych biegach , ale to jeszcze nie to .
Sobota - drugi dzień na torze . Mój szósty wyjazd na tor i .... wyścig klasy pretendent . 41 maszyn na starcie i wszyscy meldują że po starcie na pierwszym zakręcie będzie rzeźnia . Pomyślałem że nie będę ryzykować i potraktuje ten wyścig treningowo .
Start! - Brak doświadczenia , nie wyszedł najlepiej , siódmy rząd skrajne lewe pole , no zaczeło się , pomyślałem że jak przejadę pierwszy zakręt ( dużą patelnię ) bez gleby to dalej jakoś będzie . Udało się - pokonałem go prawie po zewnętrznej , bałem sie tylko czy jakiś lecący zawodnik mnie nie podetnie . Dalej na sławiniaku opóźniłem hamowanie i udało mi się odrobić stracone pozycje z "zachowawczego" startu .
Adrenalina biła nie miłosiernie . Niestety z dwa razy przestrzeliłem zakręt , stawka się rozciągnęła i można było spokojnie się ścigać .
Zobaczyłem przed sobą 100m dalej dwóch zawodników może było to 4 na 7 okrążeń , padło zadanie , muszę ich dojść i wyprzedzić .
Taką zabawą udało mi się wykręcić czas 1.52.88 ( mój obecny rekord życiowy ) . Udało się , plan wykonany . Dojechałem na 25 pozycji , nie ma się czym chwalić ale najlepszy czas okrążenia jaki uzyskałem wyglądał zabawnie na tej pozycji bo był lepszy od innych .
Najważniejsze - dojechałem cało .
Pozostała niedziela . Wyścig w pucharze suzuki .
Tutaj ciśnienie nieco większe , lepsi zawodnicy , lepsze czasy .
START ! Dosyć dobry udało mi się wykasować na początku paru zawodników i pomyślałem - tylko dowieść tą pozycję ( byłem może 20 ) . To już by mnie satysfakcjonowało . Tutaj miałem do pokonania 9 okrążeń . Pierwsze za mną i dalej trzymam swoją pozycję .
Mijam start-meta pierwszego okrążenia , wchodzę w "dużą patelnię" póżniej " sławiniak" trzymam się prawej , składam się do lewego , jestem już prawie przy tarce i ............ słyszę pisk , trzask , ...... ląduje po prawej stronie zakrętu , już lecąc wiedziałem że ktoś przepałował i niestety podciął mi tył .......... Wstaje patrzę na sprzęt ..... kiera złamana ....dalej nie pojadę ...w oddali leży drugie moto i zawodnik zwijający się z bólu ...... nawet nie byłem zły .... szkoda mi było chłopaka ...karetka..przerwany wyścig .
No i tak skończył się mój pierszy pobyt na torze .
Lekko poobijany powróciłem do domu . No i ......... następna runda za 1,5 tygodnia ... "kurcze zebym zdązył odbudować moto" !
Uważajcie ! Wyścigi są jak narkotyk !
Najważniejszą sprawą którą powyżej nie opisałem i ZASADNICZĄ była pomoc CZITONA !!!
Który obsługiwał 3 sprzety latał zmieniać opony , borykał się z naszymy humorami i nerwami . Nie było by sprawy której by nie załatwił .
Po prostu mogłem myśleć o ściganiu a nie o sprzęcie . Naprawdę jestem mu wdzięczny z pomoc , chociaż termin naszego wyjazdu kolidował z rozpoczęciem .
AdamOSA